STEFAN FILIPKIEWICZ – PEJZAŻYSTA
STEFAN FILIPKIEWICZ – PEJZAŻYSTA
Krytyk i publicysta Artur Schroeder, recenzując na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” wystawę prac Stefana Filipkiewicza, zorganizowaną w 1914 roku w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych we Lwowie, napisał: to jeden z wybitniejszych współczesnych pejzażystów, artysta szczery, o oryginalnym, swoim kącie patrzenia na świat (...) w wykonaniu czuje się jednak śmiałość, samodzielność i ten specyficzny czar, jaki artysta umie nieuchwytnie zaklinać w swoje widoki, będące nie „wykrawkami” natury, lecz naturą samą. Stefan Filipkiewicz to jeden z najzdolniejszych uczniów Jana Stanisławskiego, wybitny przedstawiciel malarstwa pejzażowego Młodej Polski. Urodził się w Tarnowie 28 lipca 1879 roku. Jako dwudziestolatek rozpoczął studia w krakowskiej – dopiero co powołanej do życia – Akademii Sztuk Pięknych. To był wyjątkowy czas w dziejach tej instytucji. Szkoła Sztuk Pięknych, funkcjonująca na zasadzie placówki oświatowej stopnia średniego, została podniesiona do rangi akademii. Stało się to dzięki Julianowi Fałatowi! W 1895 roku Fałat objął stanowisko dyrektora szkoły i rozpoczął przeprowadzanie koniecznych reform, a czas pokazał, że zaproponowane zmiany były rewolucyjne. Zatrudnił wybitnych polskich artystów: Stanisława Wyspiańskiego, Józefa Mehoffera, Jacka Malczewskiego, Konstantego Laszczkę, Teodora Axentowicza, Wojciecha Weissa, Józefa Pankiewicza, Jana Stanisławskiego. Profesorowie byli młodzi i nowocześni, reprezentujący aktualne kierunki w sztuce – symbolizm, secesję, impresjonizm. We wspomnieniach Filipkiewicza czytamy: Przyszło szereg nowych profesorów: Mehoffer, Stanisławski, Wyczółkowski – wszyscy młodzi, pełni zapału i sławni, wszyscy prawie z Paryża. Zrobiło się powietrze w Akademii niesłychane.
Co więcej, Fałat zamknął katedrę malarstwa historycznego i w to miejsce otworzył klasę malarstwa pejzażowego kierowaną przez Stanisławskiego. Profesor, wiedząc, że studia z natury to jedyna droga do wypracowania indywidualności młodego artysty, wyszedł ze studentami w plener. Początkowo przyszli adepci sztuki malowali w krakowskich parkach, podkrakowskich okolicach, ale z czasem dotarli aż na Podhale i w Tatry.
Profesor Stanisławski uczył wrażliwości na piękno natury, zachęcał młodzież do odtwarzania polskiego krajobrazu, podkreślał piękno wsi. Mawiał do uczniów: Malujcie panowie wieś polską, bo za kilka lat już jej nie będzie. Zalecał malować szybko, „na gorąco”, tak, by uchwycić wrażenie, by odmalować zmieniające się pod wpływem światła kolory i samo światło na powierzchni wody czy śniegu.
Filipkiewicz, idąc w ślady mistrza, już do końca życia malował pejzaże. Wijące się górskie potoki, drewniane chaty, sady, góry, najczęściej Tatry – to motywy, które zdominowały jego twórczość. Na wystawie w Fałatówce można zobaczyć trzy prace malarza: Zakola rzeki, Wiosna na Olczy i Pejzaż zimowy (wszystkie ze zbiorów własnych bielskiego Muzeum). Artysta chętnie malował śnieg, nawet pisano o nim, jak o Fałacie, „malarz śniegu”. Na wystawach krajowych, a także zagranicznych, w Monachium, Berlinie, Dreźnie i Wiedniu, zaczęły się pojawiać słynne śniegi Filipkiewicza i owe głośne „Odwilże”, „Zimy”, „Pierwsze śniegi”, „Bajki zimowe”, „Strumienie górskie w czasie odwilży” i.t.d., obrazy, których urok polegał głównie na świetnym malowaniu śniegów z ich ornamentacyjną kapryśnością kształtów, z ich wilgocią i puszystością, z ich wreszcie cieniami niebieskimi i fioletowymi – napisał Władysław Kozicki we wstępie do katalogu wystawy zbiorowej prac Stefana Filipkiewicza, zorganizowanej w 1933 roku w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Pejzaż zimowy to olej na tekturze, datowany na początek XX wieku. Rzeka diagonalnie przecina obraz, po prawej stronie ośnieżone zbocze, na horyzoncie drzewa, w oddali góry. Właściwie wszystko. Mogłoby się wydawać, że nie ma o czym opowiadać, bo jest to zwyczajne ujęcie, wycinek rzeczywistości. Właśnie w tej zwyczajności kryje się maestria Filipkiewicza. Niezwykła wrażliwość kolorystyczna, umiejętne operowanie światłem i doskonałe zastosowanie perspektywy powietrznej. Zatem wszystko to, na co zwracał uwagę prof. Stanisławski. Jest to przykład malarstwa plenerowego, w którym ważniejsze od drobiazgowego opracowania szczegółów jest uchwycenie wrażenia, ukazanie bogactwa kolorystycznego zimowego dnia, podkreślenie wszystkich odcieni bieli z refleksami błękitu, fioletu, a nawet zielonoszarej smugi w najbardziej zacienionym fragmencie zbocza. Drzewa i krzewy to także szeroka gama brązów, odcieni rdzawych, zrudziałych aż po pomarańcz w miejscach rozświetlonych zimowymi promieniami słońca. Wspomniany już Schroeder napisał Wogóle prawie wszystkie obrazy Filipkiewicza nie wychodzą dobrze w reprodukcyi. Trzeba by wymyślić nową płytę fotograficzną tak bardzo czułą, by zdołała uchwycić wszystkie odcienie drobin powietrznych, całe to barwne morze światła, którem tak hojnie szafuje Filipkiewicz.
Malarz śniegu, ale i malarz krajobrazu górskiego, a przede wszystkim Tatr i Podhala. Podobnie jak wielu jego rówieśników i kolegów z krakowskiej ASP, pokochał tatrzański pejzaż podczas wspólnych wyjazdów z profesorem. Badacze jego twórczości zwracają uwagę, że fascynacja wysokogórskim pejzażem przyszła wcześniej, podobnie jak jego debiut artystyczny. Filipkiewicz po raz pierwszy wystawił swoje prace w 1899 roku, jeszcze przed rozpoczęciem edukacji artystycznej. W krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych zaprezentował 21 obrazów o motywach tatrzańskich. Zatem od początku podążał w stronę malarstwa pejzażowego, studia utwierdziły go w tym wyborze, a prof. Stanisławski wyszlifował talent. Filipkiewicz malował Tatry czasem z bliska, co wiązało się z koniecznością wejścia na górski szczyt, innym razem z oddali, tworząc szerokie panoramiczne ujęcia ostrych, poszarpanych grani. Ulubioną porą artysty był okres zimowo-wiosennego przesilenia, kiedy wysoko w górach panuje jeszcze zima, a na zboczach, spod topniejącego śniegu wychodzi już pierwsza, wiosenna trawa. Filipkiewicz w sposób doskonały potrafił odmalować atmosferę „portretowanego” dnia. W latach 1927–1933 zamieszkiwał z rodziną na Olczy w Zakopanem, gdzie między innymi doskonałymi pracami powstała prezentowana Wiosna na Olczy – olej na płótnie, autorsko zadatowany 1932 rok. Był to czas, kiedy malarz wykładał w krakowskiej ASP, gdzie w 1936 roku został mianowany profesorem zwyczajnym.
Obok śniegu i Tatr, motyw, który powracał w jego twórczości to rzeka. Czasem jest to strumień, wartki potok górski, płynący kamienistym korytem malowany o różnych porach roku. Innym razem łagodnie wijąca się między piaszczystymi brzegami rzeka szeroka, senna, leniwa. Bardziej rozlewisko niż potok. Znakomitym tego przykładem są Zakola rzeki z 1924 roku z wodą, w której odbijają się chmury, fragmenty błękitu nieba i poskręcane od wiatru sosny na brzegu.
Władysław Kozicki, we wstępie do katalogu wspomnianej wystawy z 1933 roku napisał: Filipkiewicz (...) jest wierny impresjonistycznej wizji świata. W jasności i powietrzności impresjonizmu najchętniej się wypowiada.
Niewiele niestety posiadamy informacji na temat życia osobistego artysty. Wiadomo, że charakteryzowała go postawa patriotyczna. W latach 1914–1917 jest wymieniany jako jeden z artystów żołnierzy w stopniu szeregowca. I choć z powodu choroby płuc nie brał udziału w walce czynnej, to mocno angażował się w działalność związanego z Legionami Polskimi Naczelnego Komitetu Narodowego. W zbiorach bielskiego Muzeum znajduje się odznaka – 16 sierpnia 1914–1915–1916, zaprojektowana przez malarza na rzecz upamiętnienia LP. W czasie drugiej wojny światowej znalazł się na Węgrzech, gdzie pomagał polskim uchodźcom wojskowym i cywilnym. Był sekretarzem Komitetu Obywatelskiego do spraw opieki nad uchodźcami i członkiem Placówki „W” w Budapeszcie. Wspomniana placówka utrzymywała kontakt z Rządem Polskim na emigracji i z krajem, przekazywała rozkazy, tajną korespondencję, pieniądze i wysyłała kurierów. Działał dla kraju i niezmiennie, choć był daleko, malował rodzimy pejzaż. W 1943 roku w Budapeszcie Komitet Obywatelski zorganizował wystawę prac przybyłych na Węgry Polaków. Tadeusz Fangrat, na łamach wychodzącego w Budapeszcie „Tygodnika Polskiego: materiały obozowe” zanotował: (...) Dział malarstwa i grafiki ujawnił wiele ciekawych a dotychczas nieznanych talentów z terenu obozów jak również prezentował dzieła artystów o ustalonej już marce. Katalog wystawowy rejestruje 76 pozycji tego działu. Przyjrzyjmy się niektórym. Przede wszystkim pochylmy czoła przed zawsze świeżą i do gruntu polską sztuką prof. Stefana Filipkiewicza; „Wiatr halny w Tatrach”, może jest najlepszym jej wyrazem.
19 marca 1944 roku na Węgry wkroczyli Niemcy. Komitet Obywatelski został zlikwidowany, a jego członków aresztowano. 28 sierpnia 1944 roku Filipkiewicz, wraz ze współpracownikami, został stracony w hitlerowskim obozie koncentracyjnym.
Źródła cytatów: B. Lewińska-Gwóźdź, Szkoła Jana Stanisławskiego (1860–1907): fenomen pedagogiczny i artystyczny, „Saeculum Christianum: pismo historyczno-społeczne” 2013, t. 20; T. Fangrat, Jeszcze o wystawie, „Tygodnik Polski: materiały obozowe” 1943, nr 2; A. Schroeder, Wystawa S. Filipkiewicza, „Tygodnik Ilustrowany”, 1914, nr 17; Z. Weiss, Artysta jest bardem swej ziemi. Stefan Filipkiewicz i jego twórczość; online; https://niezlasztuka.net/o-sztuce/stefan-filipkiewicz-pejzaze-biografia/; Wystawa zbiorowa Stefana Filipkiewicza, wstęp W. Kozicki, Warszawa 1933.
Ewa Kubieniec
Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej – Fałatówka w Bystrej, ul. Juliana Fałata 34
niedzielne spotkania dyskusyjne, godz. 10.00:
- 4 lutego 2024 – Władysław Jarocki – malarz i redaktor, prowadzenie Teresa Dudek Bujarek
- 7 kwietnia 2023 – Pejzażysta Stefan Filipkiewicz, prowadzenie Ewa Kubieniec
dojazd we własnym zakresie linią nr 57,
z dworca autobusowego w Bielsku-Białej odjazd o godz. 9.40, powrót z Bystrej godz. 12.19