Akademia Sztuk Pięknych w Bystrej
AKADEMIA SZTUK PIĘKNYCH W BYSTREJ
Tego- i przyszłoroczne ekspozycje, przygotowane w ramach realizacji fałatowskiego projektu Magistrae Artis w Fałatówce, mają na celu przybliżenie twórczości artystów – profesorów Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od połowy wakacji zapraszamy do Bystrej na pokaz archiwaliów oraz kompozycji rysunkowych i rzeźbiarskich autorstwa wybranych sygnatariuszy dwóch listów skierowanych do Juliana Fałata, a zaczynających się od słów: Wielce Szanowny i Drogi Panie Dyrektorze! oraz Kochany Dyrektorze! Oba napisane na papierze firmowym Jego Magnificencji Rektora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, jeden z datą 2 grudnia 1925 roku, a drugi 20 czerwca 1929 roku. Swoje autorskie sygnatury złożyli na nich malarze, rzeźbiarze, graficy, konserwatorzy zabytków i architekci, profesorowie krakowskiej Akademii łącznie z rektorem Adolfem Szyszko-Bohuszem. Artystami, którzy podpisali się na końcu jednego lub obu pism są: Teodor Axentowicz, Xawery Dunikowski, Józef Gałęzowski, Władysław Jarocki, Stanisław Kamocki, Felicjan Szczęsny Kowarski, Henryk Kunzek, Konstanty Laszczka, Józef Mehoffer, Fryderyk Pautsch, Franciszek Krzywda-Polkowski, Ignacy Pieńkowski, Wojciech Weiss i Jan Wojnarski. W liście z czerwca 1929 roku akademicy, zaniepokojeni chorobą adresata, życzą mu jak najszybszego powrotu do zdrowia oraz informują go o nadaniu mu zaszczytnego tytułu i praw profesora honorowego krakowskiej Akademii. Wielce Szanowny i Drogi Panie Dyrektorze! Dowiadując się o chorobie Pańskiej składamy w niniejszym piśmie serdeczne życzenia jak najszybszego powrotu do zdrowia i pięknej dalszej działalności artystycznej, ku chwale naszej sztuki. Nie chcąc najazdem swym zakłócić spokoju w tej drodze przesyłam swe wyrazy szczerego przywiązania i hołdu, zawiadamiając równocześnie, że znalazł on swój wyraz w jednomyślnej uchwale Ogólnego Zebrania Profesorów, które nadało Panu Dyrektorowi tytuł i prawa profesora honorowego naszej uczelni. Oddani – i tu własnoręczne podpisy rektora oraz 11 ówczesnych profesorów ASP. List ten dostępny jest na stałej ekspozycji zatytułowanej Julian Fałat – z paletą przez życie, ulokowanej na parterze fałatowskiej willi.
W innym liście, z grudnia 1925 roku grono profesorskie zdaje bystrzańskiemu mistrzowi relację z wernisażu retrospektywnej wystawy jego prac, zorganizowanej w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych oraz przesyła tekst laudacji wygłoszonej przez Józefa Mehoffera: Kochany Dyrektorze! Na otwarciu Wystawy Zbiorowej dzieł Twoich w dniu 29. listopada 1925 wypowiedział Kolega nasz Józef Mehoffer przemówienie, które może przyjemnie Ci będzie zachować wraz z naszymi podpisami, jako tych, którzy dnia tego serdecznie Cię wspominali. Pragniemy również abyś i Ty również Akademię naszą w dobrej chował pamięci i przesyłamy Ci wyrazy najszczerszego szacunku i najlepsze pozdrowienia. Kraków dnia 2 grudnia 1925. Ten archiwalny dokument stał się zaczynem aktualnej ekspozycji czasowej (pierwszej z planowanych trzech), zatytułowanej Akademia Sztuk Pięknych w Bystrej.
Relacje gospodarza bystrzyńskiej willi z kolegami po fachu, członkami gremium profesorskiego krakowskiej ASP, nie zawsze były tak życzliwe, pełne wyrozumiałości czy wręcz podziwu. Musiała minąć ponad dekada, aby jej założyciel i pierwszy dyrektor znów cieszył się ogólnym szacunkiem i poważaniem. Także Bystra, niegdyś wykpiona, stała się miejscem chętnie odwiedzanym przez poszczególnych przedstawicieli grona akademików. Początki były zupełnie inne. Kiedy malarz zakomunikował swoim kolegom artystom, że zamierza kupić nieruchomość w Beskidach – a konkretnie w Bystrej na Śląsku – gremialnie został okrzyknięty jako niespełna rozumu. Dosadniej używano wobec niego nawet określenia Fałat wariat!, bowiem w pierwszej dekadzie XX wieku tylko nieliczni – przede wszystkim goście Zakładu Leczniczego doktora Ludwika Jekelsa – znali tę małą górską wioskę. Wśród krakowskich artystów modne były wówczas Podhale z Zakopanem i Huculszczyzna. To tam wyjeżdżano na plenery, szukano inspiracji, świeżości i nowych wątków do rozważań twórczych. Początkowo Fałat też uległ tej fascynacji, zamierzał nawet kupić dom w Zakopanem, jednak kiedy poznał Bystrą na Śląsku, zdecydował inaczej. Po raz pierwszy przyjechał tu w 1902 roku w celach zdrowotnych. Leczył swoje dolegliwości jelitowe w sanatorium prowadzonym przez wspomnianego balneologa, a spokój, cisza i piękne beskidzkie krajobrazy koiły jego nerwy (dyrektorowanie krakowskiej ASP generowało wiele stresów). Zakochał się wówczas w tej malowniczo położonej osadzie, jej skromnej infrastrukturze i nielicznej zabudowie. Kilka lat później kupił tu dom, w którym – z niewielkimi przerwami – mieszkał prawie dwadzieścia lat. Po czasie wszyscy mu Bystrej zazdrościli.
Julian Fałat decyzję o opuszczeniu Krakowa i przeniesieniu się na stałe w Beskid Śląski podjął w trudnym dla siebie okresie. Był rok 1909, atmosfera w gmachu Akademii Sztuk Pięknych przy placu Matejki od jakiegoś już czasu była napięta, studenci, popierani przez część grona profesorskiego (m.in. Teodora Axentowicza), strajkowali, słali do dyrektora kolejne petycje, żądali poprawy warunków nauki, utworzenia nowych oddziałów, powołania kolejnych klas i katedr, powierzenia ich kierownictwa konkretnym artystom lub odwołania innych, lepszego oświetlenia i ogrzewania sal, poprawy warunków sanitarnych, zmniejszenia liczby słuchaczy, przeciwdziałania ciasnocie, utworzenia stanowiska obieralnego rektora itd. Memorandum Uczniów Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie do wszystkich miarodajnych sfer i społeczeństwa w sprawie braków i stosunków, które zmusiły ich obecnie do zaniechania pracy w jej murach zostało nawet opublikowane na łamach krakowskiego „Czasu”.
Fałat próbował załagodzić sytuację, negocjował ze studentami, słał pisma do namiestnictwa w Wiedniu, ale też krytycznie odnosił się do niektórych poczynań strajkujących: wobec rozwydrzenia i załatwiania rachunków browningami, byłbym lada chwila narażony na gwałt ze strony strajkowiczów, którzy o ile mnie poinformowano, rządy dalej nad akademją sprawują i opiekują się takową. Los akademji obchodzić mnie będzie gdyż wielką moją karierę w Berlinie zamieniłem na dyrekturę w Krakowie, pragnąc służyć sztuce polskiej. Udało mi się to po części przez uformowanie takiego grona nauczycielskiego i wytworzenie przez dziesiątki lat takiej intensywnej i idealnej pracy, tak ze strony młodzieży jak i profesorów, a czego wyrazem były wystawy „Sztuki” w Wiedniu, Monachium, Düsseldorfie, gdzie zbieraliśmy cześć dla imienia polskiego. (...) Najniespodzianiej w ostatnich latach jednak wniknięcie żywiołów burzliwych (...), pewne zmęczenie profesorów i moje uczyniły, że ani obejrzeliśmy się gdy stanęliśmy wobec młodzieży, która wprost sztukę za drzwi wyrzuciła (...) – pisał w 1910 roku w liście do Michała Bobrzyńskiego, posła IX kadencji na galicyjski Sejm Krajowy i austriackiego ministra dla Galicji.
Ulegając naciskom i fali krytyki Fałat złożył rezygnację z kierowania Akademią, a w konsekwencji przeszedł na emeryturę. Opuścił Kraków i zamieszkał w swojej bystrzańskiej samotni. Można by przypuszczać, że w tej sytuacji brać studencka i mianowani przez niego profesorowie całkowicie o nim zapomnieli. Owszem, najbliższe dziesięciolecie nie było łatwe dla żadnej ze stron, a do tego doszły jeszcze tragiczne wydarzenia I wojny światowej i zaangażowanie wielu (zarówno studentów, jak i profesorów, w tym Fałata) w budowanie podwalin niepodległej ojczyzny. Mimo wszystko, malarz utrzymywał z częścią grona profesorskiego kontakty towarzyskie i listowne, uczestniczył w spotkaniach i zapraszał do Bystrej. Żył tymi wizytami, tłumaczył jak dojechać, zachęcał do pozostania na wieczór lub na noc, zapewniał nocleg i dobry poczęstunek, cieszył się z wiadomości nie tylko ze świata sztuki. W lutym 1913 roku pisał do Wojciecha Weissa: (...) proszę Kochanego Pana koniecznie do Bystry przyjechać i to o ile możliwe jak najprędzej (...). Przyjazd do Bystry jest następujący. Z Krakowa o 6.52 z rana pośpiesznym do Dziedzic, gdzie trzeba przesiąść się do pociągu do Bielska. Za Bielskiem pierwsza stacja jest Wilkowice-Bystra, gdzie Pan o 10-ej przyjeżdża. Bilet dostać można wprost do Wilkowic-Bystry.
Sytuacja uległa diametralnej zmianie w odrodzonej Rzeczypospolitej. Wzajemne relacje znacznie się poprawiły, a kontakty ożywiły. Fałat zdecydowanie częściej przyjeżdżał do Krakowa na zaproszenia grona profesorskiego ASP, brał udział w ich posiedzeniach, spędzał wiele czasu na miłych pogawędkach, a wieczorami uczestniczył w sympatycznych towarzyskich spotkaniach i biesiadach. Dziewiątego grudnia t.j. w przyszły wtorek będę w Krakowie na posiedzeniu Akademji Sztuk Pięknych – informował córkę Helenę, a w innym liście relacjonował: Droga Kukunciu, Środa 10/XII 1924. Piszę z Krakowa i z dworca. (...) Cały dzień miałem zajęty posiedzeniami w akademii. Ponieważ czułem, że się posiedzenie wieczorne przeciągnie do 9-tej (...) zostałem aby wieczór spędzić z byłemi uczniami, którzy mię o to prosili. Wieczór zakończył się bardzo wesoło bośmy poszli na dancing w kawiarni teatralnej. (...) Ojciec Wam wstydu nie zrobił tak wyglądem jak i flirtem. (...) W akademii spotkałem Wyczóła, który zakomunikował mi, że Herman bardzo tęskni do mnie i pożąda widzenia ze mną. Kilkanaście lat po odejściu Fałata z ASP sytuacja w gmachu przy placu Matejki w Krakowie była zupełnie inna, wielu kolegów artystów – wciąż lub na nowo – pamiętało o jej wielkim reformatorze i pierwszym dyrektorze. Bystra, gdzie mieszkał Fałat, nie była już postrzegana jako miejsce nieznane i niedostępne, ulokowane na antypodach, ale takie, do którego chętnie się przyjeżdża, a z gospodarzem miło gawędzi lub chociażby koresponduje. Sam gospodarz zapraszał do Bystrej i cieszył się z każdej wizyty: wczoraj o 3-ciej przyjechali Jarocki i Treter (...) Przyjąłem ich śliwowicą i pomareux i butelką Liebfrauenmilch. Byli zachwyceni Bystrą i wyjechali o 7-mej. Naprawdę to nawet na parę dni nie można wyjechać, zresztą nie pożądam. Kto chce niech przyjedzie do mnie i właśnie Axentowicz zapowiedział się, że chce przyjechać do Bystry – zanotował malarz w liście do córki.
Wielki najazd przedstawicieli grona profesorskiego krakowskiej ASP domu pod Kozią Górą miał miejsce w 1928 roku. Wówczas to – pod przewodnictwem Jego Magnificencji Rektora Adolfa Szyszko-Bohusza do Bystrej przyjechało ośmiu artystów różnych dyscyplin twórczych: Teodor Axentowicz, Ksawery Dunikowski, Józef Gałęzowski, Władysław Jarocki, Felicjan Szczęsny Kowarski, Konstanty Laszczka, Józef Mehoffer i Fryderyk Pautsch. Chcieli oni osobiście złożyć życzenia urodzinowe sędziwemu mistrzowi, który jak zwykle ugościł ich wiejskimi wiktuałami i dobrymi trunkami, oraz pokazał swoje najnowsze prace. Biesiadzie i dysputom nie było końca.
Wśród bywalców, korespondentów, a przede wszystkim sygnatariuszy obu wspomnianych na początku listów – z 1925 i 1929 roku – byli między innymi trzej profesorowie zatrudnieni przez Fałata w zreformowanej Szkole, a następnie Akademii Sztuk Pięknych: Teodor Axentowicz (1859–1938), Konstanty Laszczka (1865–1956) i Józef Mehoffer (1869–1946). W zbiorach bielskiego Muzeum zachowała się również ich indywidualna korespondencja z Julianem Fałatem i jego synem Kazimierzem, poruszająca zarówno sprawy zawodowe, jak i bardzo osobiste. Znajdziemy na jej kartach informacje dotyczące m.in.: udziału w wystawach, przyjęciu bądź odrzuceniu prac, realizowanych projektów, poszukiwania poparcia i zatrudnienia w krakowskim szkolnictwie artystycznym, a także zdrowia, stanu psychicznego i ogólnego samopoczucia wszystkich piszących.
Różnorodność i złożoność relacji pomiędzy poszczególnymi twórcami dobrze obrazują stosunki, jakie na przestrzeni wielu lat łączyły rodziny Fałatów i Axentowiczów. To swoista sinusoida ambiwalentnych uczuć. Teodor Axentowicz był (obok Leona Wyczółkowskiego) jednym z pierwszych artystów, których Julian Fałat zaprosił do Krakowa po objęciu dyrektury tamtejszej Szkoły Sztuk Pięknych. Axentowicza przedstawiłem na posadę po prof. Łuszczkiewiczu a więc do rangi VIII, jako przywiązanej do tej posady. Pan Wyczółkowski prowadzi szkołę malarstwa a Axentowicz rysunku – informował Michała Bobrzyńskiego. Wielmożny Pan jako dyrektor Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie przypuszczając, że wkrótce opróżnione będą dwie posady profesorów w tej szkole, przedstawił jako kandydatów na te posady artystów malarzy Teodora Axentowicza zamieszkałego w Paryżu oraz Leona Wyczółkowskiego, zamieszkałego w Warszawie. (...) wzywam Wielmożnego Pana, aby zechciał zbadać i jak najspieszniej donieść bliższe szczegóły o życiu i artystycznej działalności tych kandydatów, a mianowicie przedłożyć wyczerpujący, (...) opis przebiegu ich życia oraz wykaz cenniejszych ich prac artystycznych – ponaglał Juliana Fałata Delegat c.k. Namiestnictwa w piśmie z 30 czerwca 1895 roku. Axentowicz przesłał swoje curriculum vitae i od czasu do czasu dopominał się jakichś pozytywnych wiadomości. Pisał m.in.: Kochany Julianie. Otrzymałem twój list, będę się trzymał twoich rekomendacji i oczekiwał oficjalnego zawiadomienia; Proszę Cię napisz mi co się dzieje z tą nominacją. Nie mam dotąd żadnej z Wiednia wiadomości i oczekuję tylko coś stanowczego w tej sprawie aby stąd wyjechać. Proszę Cię więc napisz z łaski swojej zaraz. W korespondencji pomiędzy oboma twórcami znajdziemy wiele wyrazów wzajemnej troski czy nawet zaniepokojenia: Kochany Julku Tak dawno nie miałem o Tobie wiadomości. Od Franciszka się tylko dowiedziałem, że się dobrze macie i wkrótce do Krakowa się sprowadzacie. Ja niestety jeszcze w łóżku (od 5 miesięcy) i nie mam pojęcia kiedy się będę mógł podnieść. W ostatnich czasach się noga trochę poprawiła. (...) Proszę Cię napisz mi czy mam się podać o urlop nowy, czy też świadectwo dr. Schneidera w Krakowie wystarczy – pisał we wrześniu 1905 roku Teodor Axentowicz z willi Gladys w Zakopanem.
Ale to również on, już jako profesor Akademii, poparł strajk studentów, o czym z rozżaleniem, a nawet goryczą Fałat pisał do austriackiego ministra dla Galicji: To co żałuję powinno być w protokole, że p. Axentowicz jakkolwiek z wielkim talentem, który respektowałem i dla tego talentu i umiejętności powołałem go, był najgorszym profesorem i stale na końcu roku otrzymywał naganę za najgorszą wystawę prac uczniów, gdy podnosiłem zasługi innych profesorów. Nagane nie kazałem umieszczać w protokołach aby mu nie szkodzić. Dziś tego żałuję. Przy ambicji niesłychanej i głupocie znanej w Krakowie jest prof. Axentowicz nie obliczalny. Ale już kilka lat później ich wzajemne relacje są zupełnie inne, życzliwe, pełne wsparcia i współczucia. O szczególnej bliskości świadczą listy z 1915 roku, pisane po śmierci syna Axentowicza Filipa Tomasza, który jako młody żołnierz armii austriackiej zginął pod Łuckiem. Dziękuję za miłe słowa współczucia. Tak to był Tomy nasz najstarszy syn, który zginął. Pułkownik pisze, że był on ulubieńcem pułku, że dumni są, że mieli między sobą tak szlachetnego młodzieńca, że był posłany do złotego medalu waleczności – bo srebrny dostał za życia. My całą zimę spędziliśmy no i lato w Zakopanem. Ja kilka razy byłem w Wiedniu – informował Teodor Axentowicz.
W zbiorach bielskiego Muzeum znajduje się rysunkowy portret wiejskiej dziewczyny wykonany przez Axentowicza. Na co dzień można go oglądać na stałej ekspozycji. Wisi on w Sali Oliwkowej, ulokowanej na pierwszym piętrze zamku ks. Sułkowskich. W okresie od sierpnia bieżącego roku do stycznia 2025 jest on prezentowany na parterze Fałatówki. Rysunek wykonany suchymi kredkami pastelowymi przedstawia studium portretowe młodej góralki, w ujęciu do pasa, zwróconej 3/4 w prawą stronę. Dziewczyna ubrana jest w brunatny barani kożuszek, a jedynym silnym akcentem kolorystycznym jej ubioru jest czerwona chustka, którą owinęła wokół głowy i szyi. Całość opracowana jest swobodnymi pociągnięciami kredki, nieco szkicowa w charakterze, pozbawiona zbędnych szczegółów. Kompozycja swoją bezpośredniością przedstawienia i silnym realizmem odbiega od zmysłowych salonowych portretów kobiecych, z których słynął Axentowicz. Malarz – podobnie jak wielu współczesnych mu artystów – szukał inspiracji także w kulturze i tradycji ludów zamieszkujących Huculszczyznę, Tatry i Podhale. Wątki te pojawiają się w jego twórczości równolegle i wzajemnie przeplatają.
Wśród prezentowanych archiwaliów warto zwrócić uwagę na korespondencję Józefa Mehoffera z Julianem Fałatem, dotyczącą przede wszystkim spraw sensu stricte zawodowych, w tym uczestnictwa w międzynarodowych wystawach. Wielmożny Panie Dyrektorze, w swoim czasie wspominał mi Pan Dyrektor o tegorocznej wystawie berlińskiej dodając od siebie, że pragnąłby, aby malarze polscy jak najliczniejszy udział w niej wzięli. O ile dotąd sądzić mogę, przypuszczam, że będę w stanie wysłać do Berlina dwa obrazy. Jeden portret kobiecy (...) i pejzaż (...) oba bez ramy. Z Berlina przysłano mi formularze i instrukcję. (...) znalazłem wzmiankę o zbiorowych wystawach poszczególnych krajów i o poszczególnych jury decydujących o przyjęciu, więc przypuszczam, że WPan Dyrektor w tej sprawie ma głos stanowczy i że będzie łaskaw udzielić mi instrukcji jak mam sobie postąpić, aby obrazy moje do oddziału polskiego włączone zostały. (...) ktokolwiek będzie zajmował się urządzaniem polskiej wystawy o przesyłce mojej wiedział i wziął ją w rachunek. Ponieważ portret skończony jeszcze nie jest (...) będę więc zmuszony posłać go á grande vitesse i dlatego nie chciałbym obciążać przesyłki ramami. Przypuszczam, że można załatwić tę sprawę obstalowawszy naprzód w Berlinie ramy – tak, aby potem obraz po przyjściu zaraz mógł być oprawiony. Gdyby Pan Dyrektor w tym względzie miał mi coś do powiedzenia i poradzenia byłbym niesłychanie wdzięczny. Może list mój zrobi kłopot i doda jedno więcej zajęcie, ale zdawało mi się, że obowiązkiem moim jest porozumieć się w tym względzie i dlatego pewien jestem wyrozumiałości. – pisał Józef Mehoffer z Paryża w lutym 1896 roku.
Nim Mehoffer ostatecznie znalazł zatrudnienie w Akademii, Fałat czynił starania i pośredniczył w poszukiwaniach dla niego pracy w Krakowie. Jedną z propozycji miał być etat nauczyciela w tamtejszej Szkole Przemysłowej. Szanowny Panie Dyrektorze, w ślad za pierwszym listem wysyłam drugi. (...) Z przesłanego mi programu Szkoły Przemysłowej widzę, że jest nieprawdopodobieństwem przyjąć tę posadę. Ponieważ chodzi o to, aby Szanowny Pan Dyrektor nie myślał, że postępuję lekkomyślnie rezygnując ze starania się i co za tem idzie z proponowanej mi pomocy (...). Nauczycielowi zabiera Szkoła, jak mi donosi p. Rotter 30 godzin tygodniowo tj. 5 godzin dziennie. Dla malarza byłoby to po prostu zarznięcie się. Spieszę z przesłaniem tej wiadomości, aby Szanowny Pan Dyrektor nie robił kroków ze swojej strony celem zapewnienia mi tej posady. W każdym razie jeszcze raz dziękuję za okazane mi dobre chęci – napisał z Florencji, w lutym 1900 roku, Mehoffer. W efekcie podjętych przez Fałata zabiegów w październiku tegoż roku został on zatrudniony w Akademii na stanowisku docenta malarstwa dekoracyjnego i religijnego, a z czasem awansowany na samodzielnego profesora. Kiedy mistrz akwareli nie mógł przyjechać na otwarcie swojej wystawy w krakowskim gmachu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych (1925), to właśnie Józef Mehoffer wygłosił laudację na jego cześć: Są nazwiska wymowne, które wypowiedziane wywołują w nas wyraźne, zdecydowane pojęcia (...). Nazwisko Fałata wypowiedziane nawet wśród ludzi prozy, oddanych codziennym zabiegom i porających się z codziennemi troskami, wywołuje w nich uczucie, że i oni gdzieś kiedyś, może w młodości, przeżywali chwile urocze podobne tym, które kazały artyście wymalować jego hymn na cześć życiodajnej przyrody. (...) I nic dziwnego, że ten cały świat i wszystko to, co pod jego wpływem stworzył musi mu być najbliższe. Patrzy z pewnością na swoje dzieło z dumą i przywiązaniem zarazem. To jest królestwo, w którem panuje i tego mu nikt nie odbierze. Jako artysta wiem, że tak być musi i dzisiaj przemawiając w imieniu Akademii Sztuk Pięknych zdaję sobie sprawę, że w takiej chwili jak obecna, w której na trud jego artystyczny i artystyczny trjumf patrzymy, cokolwiek bym powiedział o zasługach położonych dla Akademii i pracy pedagogicznej – jemu samemu i na wszystkim bladem by wydać się musiało. Nie mniej jednak, po za tem całem dziełem artyzmu pełnem, na które patrzymy, istniał jeszcze trud duży drugiej połowy życia, trud organizatorski, tak zwana czarna robota, mogąca w chwilach cięższych wydać się nawet niewdzięczną. Robotą tą było postawienie ówczesnej Szkoły Sztuk Pięknych na nowej podstawie i prowadzenie tak przeistoczonej i nowym duchem owianej instytucji już jako Akademji. (...) Dyrektor Fałat zaczepił doń ogniwo swoje własne decydującego znaczenia i wartości. Ci, którzy obecnie losy Krakowskiej Akademji Sztuk Pięknych niejako w swych rękach mają, bo w niej pracują, uważają za potrzebne tutaj właśnie powiedzieć, że pozostawionej im instytucji i jej sławy pilnują, o wielkiej zasłudze swego niegdyś Dyrektora i twórcy ówczesnego Grona Profesorów nie zapominają a za podwaliny rzucone przez niego pod ich obecną pracę dziękują.
Silny wyraz emocjonalny ma telegram nadany przez Mehoffera 13 lipca 1929 roku w Piątym Urzędzie Pocztowym przy Rynku Kleparskim w Krakowie. Jego adresatem jest Kazimierz Fałat, pogrążony w żałobie po śmierci ojca. Depesza zawiera raptem kilka wymownych słów: Nieobecny otrzymałem późno smutną wiadomość / przesyłam wyrazy żalu z powodu wielkiej / straty.
Podobny w wymowie jest list Konstantego Laszczki napisany do Kazimierza Fałata w lipcu 1935 roku: Mój drogi Togo, nie wiem jak to się stało, że fotografia ś.p. Ojca Twego, którąś mi swego czasu ofiarował zginęła mi z biurka, gdzie zwykle stała. Przypuszczam, że któryś z malarzy zaopiekował się nią tak, że już jej więcej nie ujrzę. Proszę Cię bardzo, jeżeli to możliwe, przyślij mi jak możesz najprędzej, bo bardzo mi tęskno za widokiem Twojego szlachetnego Ojca. Dopełnieniem archiwaliów są prace rzeźbiarskie i medalierskie Konstantego Laszczki. Na stałej ekspozycji w bystrzyńskiej willi znajdują się dwie jego kompozycje, pochodzące bezpośrednio ze spuścizny po Julianie Fałacie. Jedną z nich jest pełnoplastyczny rzeźbiarski portret Marii Luizy Comello – żony akwarelisty – wykonany z gipsu pokrytego białym szkliwem. Druga to odlany w brązie medal dedykowany Leonowi Wyczółkowskiemu. Na jego awersie rzeźbiarz umieścił profilowe popiersie wybitnego artysty i profesora krakowskiej ASP, natomiast na rewersie pegaza, unoszącego się ponad gałązką wawrzynu, symbolizującego zwycięstwo sztuk pięknych. W zbiorach muzealnych znajdują się jeszcze trzy prace Laszczki, dwa medale i rzeźba, które prezentujemy obecnie w celu pełniejszego poznania jego twórczych możliwości. Kompozycja rzeźbiarska to wykonane w terakocie pełnoplastyczne popiersie młodej kobiety, o odsłoniętych ramionach i piersiach. Jej głowa modelowana jest swobodnie z pewną dozą czułości. Czy przedstawiona dziewczyna, a może młoda kobieta to Helena – dwudziestoletnia córka Juliana Fałata? Mogą na to wskazywać niektóre cechy jej fizjonomii, a także bliska zażyłość obu twórców oraz liczne rzeźbiarskie wizerunki Fałata i jego żony wykonane przez Laszczkę.
Zupełnie inne w charakterze i plastycznym modelowaniu są dwa niewielkie (średnica 60 mm) pamiątkowe medale odlane z mosiądzowanego cynku. Jeden upamiętnia Tadeusza Kościuszkę w setną rocznicę jego śmierci (1817/1917), a drugi Józefa Piłsudskiego, z historyczną datą 22 lipca 1917 roku – dniem aresztowania twórcy Legionów Polskich przez władze niemieckie w następstwie tzw. kryzysu przysięgowego. Awersy obu medali mają tradycyjny charakter. Znajdują się na nich wizerunki poszczególnych bohaterów: Kościuszko w ujęciu prawie en face, a Piłsudski z lewego profilu. Uzupełniają je atrakcyjnie zakomponowane napisy identyfikacyjne. Natomiast rewersy pełne są symbolicznych odniesień. W przypadku krążka wodza Legionów jest to rozłożyste majestatyczne drzewo, potężny dąb – symbol trwania, siły, opieki, niezłomności i zwycięstwa. Lewą stronę medalu Kościuszki wypełnia wiele elementów w bezpośredni sposób odnoszących się do jego powstańczych, patriotyczno-narodowych dokonań. Artysta umieścił tam: szlachecką szablę skrzyżowaną z chłopską kosą nabitą na sztorc, które otaczają wieńce laurowe i bukiety z dębiny. W pole, pomiędzy tymi symbolicznymi odniesieniami do zwycięstwa, męstwa i jedności narodowej, wkomponowane zostało przesłanie zwycięskiego dowódcy spod Racławic: PIERWSZY KROK DO ZWYCIEZTWA POZNAC SIE NA WŁASNEJ SILE. Laszczka swoim projektem wpisał się w ogólnokrajowy, wielopłaszczyznowy program uroczystości przygotowanych dla uczczenia setnej rocznicy zgonu Tadeusza Kościuszki, bohatera dwóch narodów.
Kolejnych interesujących artystów, profesorów krakowskiej Akademii, którzy zostawili swoje odręczne podpisy na wspomnianych listach napisanych do Juliana Fałata w grudniu 1925 roku oraz w czerwcu roku 1929, przedstawimy przy okazji następnych ekspozycji w 2025.
Teresa Dudek Bujarek
Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej – Fałatówka w Bystrej, ul. Juliana Fałata 34
niedzielne spotkania dyskusyjne, godz. 10.00:
- 8 września 2024 – Konstanty Laszczka – rzeźbiarz i medalier, prowadzenie Kinga Kawczak